W ubiegłą niedzielę dojechały dwa wielko-drzewa: świerk serbski i jodła koreańska.
Wcześniej kupiłam 5 dereni, a kilka dni temu dostałam Picea glauca "Daisy's White" (opis TUTAJ).
Potem była pogoda do bani. W między czasie udało nam się zaplanować ścieżki prowadzące od furtki do domu, rozplanować układ dużych roślin, dereni. Ale już na sadzenie zabrakło woli: deszcz i temperatury były odstraszające.
W niedzielę (5 maja) pogoda była iście tropikalna i zabraliśmy się za syzyfowe prace: odchwaszczenie mechaniczne miejsc pod sadzonki, doły, zaprawienie ziemi "jedzonkiem" i zapakowanie wielko-drzew do dołów. Ufff.... nagimnastykowaliśmy się, nie powiem. Ale chyba było warto. Teraz podlewanie, podlewanie i jeszcze raz podlewanie.
Ostatecznie tak wygąda teraz 'front' domu z tarasu i od strony furtki - widać jak przebiegać będą ścieżki.
Jasno zielony to świerk serbski, a ciemni zielona to jodła koreańska.
Dodatkowo zajrzałam jeszcze raz do swojej borówki amerykańskiej "Brigitta" (opis TUTAJ) . I podjęłam decyzję: koniec balu panno lalu - do roboty albo won!
Generalnie obraz nędzy i rozpaczy. Owszem, żyje. Ale od czterech lat (od posadzenia) nie zakwitła ani razu. Uznałam że są tylko dwie opcje: śmietnik albo nowe życie w słonecznym miejscu. Jak ma zdechnąć po przesadzaniu to wyrzucę trupa na śmietnik, a nie żywą roślinę. Czyli żadnego ryzyka.
Teraz dam jej szansę - jeśli w przyszłym roku będzie miała chociaż jeden kwiat - zostaje.
Jeśli za rok na nowym miejscu nie zakwitnie - pójdzie pod łopatę.
Jeśli nie przeżyje przesadzania - też pójdzie pod łopatę.
Tym bardziej się zdenerwowałam na nią że porzeczki posadzone w ubiegłym roku są obsypane kwiatami!
Dalsze kroki:
- odchwaszczanie
- formowanie ścieżek, utwardzanie stopni, wysypanie korą
- niwelowanie terenu na parkingu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz