Oczywiście cynik ze mnie wyłazi okropny. Leniwie to było przez całe
wakacje ze Znajomymi, przy grilach, kociołkach, babskich plotkach i
innych atrakcjach.
Jak zwykle zabranie Mamy na działkę
spowodowało silny przypływ mobilizacji w pracy nad urządzaniem ogrodu.
Pani Matka mnie kiedyś zamorduje swoją energią. Jej najlepsze pomysły
przychodzą w godzinach porannych. Na nieszczęście dla mnie dotarliśmy na
miejsce właśnie w godzinach porannych.
Popatrzyła, pomyślała, pokręciła głową, przerozmawiałyśmy i już za godzinę pędziłyśmy po rośliny.
Na Panów nie było co liczyć. Szybko odpalili testowanie wyrobów lokalnych browarników. W końcu mają wakacje, czyż nie?
Nabytki to dwie cudnej urody sosny bośniackie Pinus heldreichii (podobno Satelite), trzy cyprysiki albo tuje (odmian nie zanotowano), trzy jałowce chińskie (odmiana Blaauw lub Shimpaku niestety nie podano w szkółce odmian :( ) i zwykły ordynarny świerk. Ale za to tak urodziwy i niedrogi że się skusiłyśmy.
Debatowałyśmy
dłuuugo nad tym jakby je tu umieścić (a na cóż plan ogrodu? Phi! Żywioł
to jest to!). Pani Matka nalatała się z sosnami i w końcu stanęło na
zaznaczeniu łukiem ścieżki od bramy (jeszcze cały czas tymczasowej) w
kierunku domu.
Już nie mogę się doczekać kiedy urosną ....
Przebudowałyśmy wrzosowisko założone dokładnie rok temu, bo trzeba było. Niestety wyleciała sosna Globosa Viridis
zanabyta w zeszłym roku za ciężkie pieniądze (prawie dwie stówy!!!).
Cała zżółkła i umarła. Jak ją wykopałam okazało się że nawet nie
ukorzeniła się przez ten rok. Czyżby błąd w szkółce? Nie wiem. No bo aż
trudno uwierzyć żeby sośnie w lesie było źle .... :(
A do tego po zimie wyleciały mi trawy, aż cztery sztuki w sumie.
Nic straconego. Posadziłam więcej wrzosów :D
Druga sosna wylądowała blisko brzegu rabaty. Kiedyś będzie dawała cień na ścieżkę i wejście na taras.
Świerk stanął koło bramy. Katować zdjęciem nie będę.
Piękne są wrzosy, prawda?
A na zakończenie pozdrawiam kwitnącym rododendronem. Zupełnie jak w zeszłym roku ;)
Kończę
przydługi post. Coś mi się zdaje że będę musiała sobie założyć osobny
blog na ogródkowe przygody. Traktuję te wpisy jak dziennik i kalendarz.
Często wracam i porównuję, sprawdzam daty i inne wpisy. I mieszam z
robótkami.
Następnym razem będzie już o dziergadełkach.
... taki jest mój ogród: piachy na górce, w dołku, pod lasem i w lesie. Nie poddaję się ;)
wtorek, 6 września 2011
niedziela, 12 czerwca 2011
Archiwum: Front robót
Z radością czytam pokątnie przy kanapce lub kawie Wasze blogi i
wpisy. Robi mi to lepiej na duszy kiedy czytam że nie tylko ja przeżywam
w miesiącach letnich rozdwojenie jaźni: ogród czy robótki? Pociesza
mnie że nie tylko u mnie robótki idą w kąt. Szkoda mi ich ale chwilowo
jeśli nie rycie w ziemi to pozostaje sprzątanie po remoncie i
przeprowadzanie się od Kochanej Mamy.
Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.
Pierwszego poranka cieszyłam się jak dziecko nową zabawką. Czym?? Własną łazienką! Choć to tylko mieszkanie to łazienka jest dość obszerna. Miałam nagle TYYLE miejsca wokół siebie!
Teraz pralka chodzi w trybie niemal 24/24. Podłogi myję co drugi dzień. Pozbywam się sukcesywnie kartonów..
Zmęczona, ale szczęśliwa jestem we własnych kątach.
Odliczam też dni do 23 czerwca kiedy znowu pojedziemy na działkę. Może bruk znowu poukładam?
A właśnie. Oto przepis na bruk z poprzedniego wpisu. Zgromadź:
UWAGA: teraz poziomica + listwa. Korzystając z pomocy techniki dotąd podnosimy/opuszczamy oba 'placki' aż poziomica wskaże poziom.
Potem już leci.
Zdejmujemy warstwy podłoża, układamy placki tak aby pasowały do siebie nawzajem, poziomujemy, czasami trzeba je kilkakrotnie wyjmować, wkładać, przesuwać, posypywać aby się nie kiwały.
Szpary między klockami należy zasypać piaskiem. I już. Układać aż do nocy. Albo do opadu sił.
Ciekawa jestem jak bruk spełni swoje zadanie: nie żwirowałam ani nie betonowałam podłoża. Ciekawe czy do przyszłego roku wytrzyma ... Dzisiaj zostałam postraszona że jednak nie wytrzyma długo :(
Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.
Pierwszego poranka cieszyłam się jak dziecko nową zabawką. Czym?? Własną łazienką! Choć to tylko mieszkanie to łazienka jest dość obszerna. Miałam nagle TYYLE miejsca wokół siebie!
Teraz pralka chodzi w trybie niemal 24/24. Podłogi myję co drugi dzień. Pozbywam się sukcesywnie kartonów..
Zmęczona, ale szczęśliwa jestem we własnych kątach.
Odliczam też dni do 23 czerwca kiedy znowu pojedziemy na działkę. Może bruk znowu poukładam?
A właśnie. Oto przepis na bruk z poprzedniego wpisu. Zgromadź:
- dużą ilość pni drewnianych pociętych na wysokość 10-15cm (wyjdą grubbbeee placki drewniane)
- łopatkę,
- poziomica i długa listwa, jeśli poziomica jest krótka
- taczkę
- rękawiczki.
UWAGA: teraz poziomica + listwa. Korzystając z pomocy techniki dotąd podnosimy/opuszczamy oba 'placki' aż poziomica wskaże poziom.
Potem już leci.
Zdejmujemy warstwy podłoża, układamy placki tak aby pasowały do siebie nawzajem, poziomujemy, czasami trzeba je kilkakrotnie wyjmować, wkładać, przesuwać, posypywać aby się nie kiwały.
Szpary między klockami należy zasypać piaskiem. I już. Układać aż do nocy. Albo do opadu sił.
Ciekawa jestem jak bruk spełni swoje zadanie: nie żwirowałam ani nie betonowałam podłoża. Ciekawe czy do przyszłego roku wytrzyma ... Dzisiaj zostałam postraszona że jednak nie wytrzyma długo :(
poniedziałek, 30 maja 2011
Archiwum: Lajcik
Działka na Grabinie.
Ja i Mama tylko.
Sobota, wieczór.
Ja: Dokończyłyśmy pielić rabaty, posadziłyśmy rododendrony, przeniesiona darń trawy, podcięta trawa, posadzone goździki ..... Kawał roboty zrobiłyśmy, no nie?
Mama (zasypiając na siedząco): Oj tak, Córcia.
Ja: Jutro sobie poleżymy i będziemy miały piękną niedzielę! Słoneczko, tarasik, kawka, wreszcie do góry brzuchem, popatrzymy na zieleninę, posłuchamy ptaszków. Pomalujemy pazury i będziemy pachnieć.
Mama: Tak! Nic nie będziemy robić cały dzień ! :D
Niedziela rano, program "Maja w ogrodzie" trwa w najlepsze......
Mama: Wiesz Córcia, bo teraz jak nie ma tych schodów [Tata Janek zdjął tzw tymczasowe schody i nowych jeszcze nie ma] to mamy taki piękny dostęp do placków drewnianych co nam je Tata Janek przywiózł.....
Ja: no....
Mama: ... bo wiesz aż się proszą te placki drewnianie żeby je do kominka przygarnąć.... szkoda by było jakby je ktoś sobie przywłaszczył....
Ja: .....
Mama: .... i tak sobie myślę że można by nimi wybrukować zakątek azaliowy.
Ja: ..... No.... masz rację. A miałaś dziś leżeć, już nie chcesz?
Mama: No tak, ale szkoda trochę tych placków drewnianych a tak już byśmy miały ułożne. Najgorzej to zacząć, a potem poleci.
Ja: Masz rację. To co? Idziemy?
Mama: Ale wiesz że to nam cały dzień zajmie i do domu na noc wrócimy?
Ja: no cóż... a masz plany na wieczór?
Mama: Nie.
Ja: Ja też nie. To co? Idziemy?
.....
Zeszłyśmy z placu boju o 17. Sponiewierane pracą fizyczną. Pazury nie zrobione, nie pachniałyśmy - wręcz przeciwnie. Pani Matka słaniała się ze zmęczenia. Ja najchętniej położyłabym się i nie wstawała do rana. Ręce.... cóż: chłopki małorolnej i żałoba za paznokciami.
Ale jaki mamy piękny kawałek bruku! Własnoręcznie ułożony :D
Następną wizytą dalej będziemy brukować.
Ja i Mama tylko.
Sobota, wieczór.
Ja: Dokończyłyśmy pielić rabaty, posadziłyśmy rododendrony, przeniesiona darń trawy, podcięta trawa, posadzone goździki ..... Kawał roboty zrobiłyśmy, no nie?
Mama (zasypiając na siedząco): Oj tak, Córcia.
Ja: Jutro sobie poleżymy i będziemy miały piękną niedzielę! Słoneczko, tarasik, kawka, wreszcie do góry brzuchem, popatrzymy na zieleninę, posłuchamy ptaszków. Pomalujemy pazury i będziemy pachnieć.
Mama: Tak! Nic nie będziemy robić cały dzień ! :D
Niedziela rano, program "Maja w ogrodzie" trwa w najlepsze......
Mama: Wiesz Córcia, bo teraz jak nie ma tych schodów [Tata Janek zdjął tzw tymczasowe schody i nowych jeszcze nie ma] to mamy taki piękny dostęp do placków drewnianych co nam je Tata Janek przywiózł.....
Ja: no....
Mama: ... bo wiesz aż się proszą te placki drewnianie żeby je do kominka przygarnąć.... szkoda by było jakby je ktoś sobie przywłaszczył....
Ja: .....
Mama: .... i tak sobie myślę że można by nimi wybrukować zakątek azaliowy.
Ja: ..... No.... masz rację. A miałaś dziś leżeć, już nie chcesz?
Mama: No tak, ale szkoda trochę tych placków drewnianych a tak już byśmy miały ułożne. Najgorzej to zacząć, a potem poleci.
Ja: Masz rację. To co? Idziemy?
Mama: Ale wiesz że to nam cały dzień zajmie i do domu na noc wrócimy?
Ja: no cóż... a masz plany na wieczór?
Mama: Nie.
Ja: Ja też nie. To co? Idziemy?
.....
Zeszłyśmy z placu boju o 17. Sponiewierane pracą fizyczną. Pazury nie zrobione, nie pachniałyśmy - wręcz przeciwnie. Pani Matka słaniała się ze zmęczenia. Ja najchętniej położyłabym się i nie wstawała do rana. Ręce.... cóż: chłopki małorolnej i żałoba za paznokciami.
Ale jaki mamy piękny kawałek bruku! Własnoręcznie ułożony :D
Następną wizytą dalej będziemy brukować.
niedziela, 22 maja 2011
Archiwum: Chwytaj dzień!
Wczoraj:
Kobieta Pracująca żadnej pracy się nie boi.
Dzisiaj:
poranna kawa na tarasie Z Widokami:
Jutro:
zimna północna Europa i kolejne Bardzo Ważne Rozmowy.
Cieszę się DZISIEJSZYM DNIEM!
Kobieta Pracująca żadnej pracy się nie boi.
Dzisiaj:
poranna kawa na tarasie Z Widokami:
Jutro:
zimna północna Europa i kolejne Bardzo Ważne Rozmowy.
~*~*~*~
Cieszę się DZISIEJSZYM DNIEM!
Subskrybuj:
Posty (Atom)